Rozmowa z Anną Tomyślak,Branch Managerem HAYS Poland.

- Jak dzisiaj wygląda rynek pracy w Wielkopolsce. Dużo mówi się, że jest to rynek pracownika…

- I słusznie. Z całą pewnością to pojęcie w odniesieniu do Poznania i całego regionu jest absolutnie prawdziwe. W naszym mieście bezrobocie faktycznie nie istnieje, a w Wielkopolsce jest śladowe. Nie jest to zresztą dla Wielkopolski coś absolutnie wyjątkowego, mamy z tym do czynienia od wielu lat. Co w praktyce oznacza pojęcie „rynek pracownika”? Ano to, że pracodawca musi stworzyć dobrą ofertę, aby przyciągnąć nowych ludzi. Nie jest tak, że pracodawca daje ogłoszenie i na jedno miejsce ma pięciu kandydatów, wśród których może przebierać jak w ulęgałkach. Dzisiaj do pożądanych pracowników trzeba dotrzeć, przekonać ich, często wydobyć z tych najbardziej pożądanych chęć zmiany pracy. Co w praktyce oznacza wydobycie z nich chęci dalszego rozwoju, zmiany lub modyfikacji obszaru ich zawodowych zainteresowań, często zmiany specjalizacji.

- Dotyczy to również logistyków?

- I to jak dotyczy! Logistyka w Wielkopolsce rozwija się bardzo dobrze, firmy rosną jak grzyby po deszczu, ta branża jak chyba żadna inna nadąża za światowymi trendami, unowocześnia się i automatyzuje, a w konsekwencji nieustannie poszukuje specjalistów.

- Pracodawca musi więc wyrwać ludzi z ich strefy komfortu, tego, że już są w jakiejś firmie, nieźle im się powodzi, przyzwyczaili się. Jak to się robi?

- Dobrą ofertą. Oczywiście płacą, człowiek pracuje, aby zarabiać, ale również stworzeniem możliwości rozwoju. Polacy kładą na to duży i stale rosnący nacisk. Stajemy się społeczeństwem coraz bardziej mobilnym, coraz większą wagę przywiązujemy do kariery zawodowej, rośnie w nas przekonanie, że kto się nie rozwija nie tyle stoi w miejscu, co się cofa. Młode pokolenie ma świadomość, że firmy się zmieniają, ewoluują w coraz szybszym tempie, coraz ważniejszą rolę odgrywają nowoczesne technologie. I, co ważne, chcą za tymi trendami nadążać. Dlatego tak wielką wagę przy wyborze miejsca pracy przywiązują do szkoleń, do ciągłego podnoszenia swoich kwalifikacji. Dzisiaj pracodawca musi, to absolutna konieczność, przedstawić rekrutowanemu pracownikowi cały system szkoleń i ścieżkę awansu, dalszego rozwoju. Oczywiście, do tego dochodzą różne benefity. Codzienne owoce i warzywa w pracy stały się już niemal standardem, podobnie jak opieka medyczna i pakiety sportowe. Ta część oferty stale zresztą ewoluuje, bo też ewoluują oczekiwania pracowników. Dwa, może trzy lata temu śmialiśmy się, że jakaś firma IT proponuje swoim pracownikom regularne masaże w godzinach pracy, ale dzisiaj nikogo to już w branży IT nie dziwi.

- To teraz odwróćmy trochę sytuację, bo to może być istotna podpowiedź dla kończących naukę studentów Wyższej Szkoły Logistyki.

- Popełnia Pan błąd. Dzisiaj nauka nigdy właściwie się nie kończy. Cały czas się kształcimy, zdobywamy nowe umiejętności, nowe specjalizacje. I naprawdę coraz bardziej tego chcemy. Właśnie w trosce o swoją zawodową karierę. Ale wiem o co chodzi. Pracodawcy cenią sobie wykształcenie, ale bardzo też cenią sobie zawodowe doświadczenie. Przede wszystkim oczekują jednak ludzi z „otwartą głową”, komunikatywnych, ambitnych. To są bardzo istotne cechy, bo one odpowiadają na pytanie, czy kandydat potrafi się dobrze wpisać w filozofię firmy. Dzisiaj kandydat do pracy jest prześwietlany przez rentgen sprawdzający jego „twarde”umiejętności – chodzi o wiedzę, doświadczenie, ukończone certyfikowane kursy i szkolenia zawodowe, projekty, w których uczestniczył. Ale jest też prześwietlany przez drugi rentgen, który ma pokazać jego „miękkie” umiejętności – otwartość na nowe doświadczenia, osobowość, zaangażowanie. Bardzo często, coraz częściej, pracodawca woli postawić na osobę, która ma może nieco mniejsze doświadczenie, ale naprawdę jest pasjonatem swojej pracy, autentycznie się jej poświęca. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej faworytem będzie osoba, która po powrocie z pracy nie spędza reszty dnia na kanapie przed telewizorem, ale myśli o pracy, ogląda jakieś specjalistyczne programy, czyta specjalistyczne pisma. Bardziej ceniona będzie osoba, która może nie ma wymaganego trzyletniego doświadczenia w jakiejś na przykład przemysłowej branży, ale za to opowie podczas rozmowy kwalifikacyjnej, że wieczorami składa własny traktor, albo restauruje wóz strażacki z lat pięćdziesiątych. Pracodawcy lubią ludzi, którzy żyją tym co robią.

- Najlepiej, aby spędzali w pracy dwanaście godzin…

- Nie, ten etap jest już za nami. Pracodawcy wiedzą, że nie da się zbyt długo efektywnie pracować przez dwanaście godzin na dobę. Ale cenią sobie ludzi, którzy kochają swoją pracę, są jej pasjonatami, mają wewnętrzną chęć podnoszenia swoich kwalifikacji, rozwijania się.

- Które z tzw. miękkich umiejętności są najbardziej przez rynek cenione?

- To się oczywiście zmienia i każda firma, w zależności od filozofii swojego działania, specjalizacji, etapu rozwoju, stawia na co innego. Jedno mogę powiedzieć z całą pewnością podpartą wieloletnim doświadczeniem – kandydat do pracy musi bardzo starannie przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej. To nie może być coś, co w planie jego dnia jest wciśnięte między poranny jogging, wizytę u teściowej i wieczorne spotkanie z przyjaciółmi. Bo to jest przecież rozmowa, która może zdecydować o jego całym zawodowym życiu.

- Rozmowa kwalifikacyjna jest mega ważna.

- Niemal jak finał turnieju olimpijskiego. Nie chodzi o to, aby podczas takiej rozmowy recytować to, co daliśmy już w pisemnym CV. Rekruter już to wie, już to przeczytał. Ważne jest opowiedzenie o sobie. Stworzenie prawdziwego story, umiejętność opowiedzenia o sobie, swoim życiu, pasjach. Pokazanie swojej komunikatywności, umiejętności i chęci dzielenia się wiedzą, opowiadania własnymi słowami, a nie recytowania formułek. Bo to świadczy i o jego zaangażowaniu, i o umiejętności dopasowania się do zespołu.

- Pani Anno, mamy studenta, który właśnie po raz pierwszy w życiu wysłuchał „Gaudeamus igitur”. Ambitnego, marzącego, że po studiach znajdzie dobrą pracę i na tej swojej pierwszej pracy zbuduje cały fundament zawodowej kariery. Co taki student musi podczas swoich studiów robić, aby to marzenie się spełniło.

- Kluczem jest to, aby korzystał z tego wszystkiego, co oferuje mu Wyższa Szkoła Logistyki.

- Po prostu?

- Po prostu. Wasza współpraca z biznesem, cały system staży i praktyk, to jest droga do sukcesu! Bo współpraca uczelni wyższej z biznesem powoduje, że absolwenci dysponują unikatową wiedzą, ale też tak cenionym przez pracodawców doświadczeniem.

- Rzecz w tym, aby wszystko to nasi studenci umieli jeszcze odpowiednio zaprezentować.

- I w tym, aby walczyli. Chodzi o to, aby staż czy praktykę nie tylko zaliczyć dla „papieru”, aby to nie tylko „odfajkować”. Muszą też walczyć, aby te staże i praktyki były „prawdziwe”, aby dawały im rzeczywiste umiejętności, rzeczywiste doświadczenie. Tego uczelnia im już nie załatwi, choć może ułatwić. Muszą domagać się swojej przestrzeni, dobrego, zaangażowanego opiekuna, udziału w projektach. To wszystko później procentuje.

- Od pierwszego „Gaudeamus igitur” minęło pięć lat. Nasz mityczny student dobrze ten czas wykorzystał, jego CV robi wrażenie. I co?

- I może się zgłosić do Hays’a. Jesteśmy światowym gigantem i jesteśmy też, służę rankingami, liderem rynku w Polsce. Hays rekrutuje specjalistów. Nie jesteśmy firmą, która zajmuje się tzw. masówką, skupiamy się na rekrutowaniu specjalistów. Tych, którzy są najbardziej poszukiwani i przed którymi kariera – z racji ich wiedzy, dyplomu, umiejętności, doświadczenia – stoi otworem. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy na zlecenie inwestora „stawiamy” firmę od początku, gdy jest to nowa inwestycja. Wówczas z reguły rekrutujemy od A do Z, od prezesa, poprzez członków zarządu, dyrektorów, aż po pracowników linii produkcyjnej.

- To teraz o marzeniach. Jak wyglądałaby Pani wymarzona współpraca z wyższą uczelnią?

- Chciałabym, i wierzę, że z Wyższą Szkołą Logistyki uda się to zrealizować, aby uczelnie chciały korzystać z naszej wiedzy i naszego doświadczenia. Abyśmy wspólnie wprowadzali studentów w obszar poszukiwania pracy i aby odbywało się to w komfortowych warunkach dla wszystkich uczestników tego procesu. Niestety, dzisiaj wyższe uczelnie nie zawsze robią to profesjonalnie. Chciałabym, aby uczelnie korzystały z naszej unikatowej wiedzy, aby absolwenci umieli przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej. Współpraca z WSL idzie w tym kierunku. Zaczynamy od małych, ale ważnych kroków, czyli od stworzenia słownika pojęć, których znajomość podczas pierwszej rozmowy kwalifikacyjnej daje potężny handicap.

- Mam wrażenie, że Pani marzy o tym, aby stworzyć specjalny program uczenia studentów szukania, a później zmieniania pracy i budowania własnej kariery.

- Marzę, aby uczelnie uczyły praktycznego wchodzenia na rynek pracy. Bo co z tego jeśli ma się imponujące CV, wielkie ambicje i chęć zmieniania świata, gdy nie umie się o tym opowiedzieć?

Rozmawiał Piotr Gajdziński

Wróć