Z Palma de Mallorca (Baleary) do San Miguel de Tenerife (Wyspy
Kanaryjskie). Po drodze zawinięcia i postoje w portach: Gibraltar,
Mohammedia (Casablanca) i Puerto Calero (Lanzarote). W sumie 22 dni,
1338.7 mil morskich, kilkaset godzin rejsu i dwa sztormy a wszystko w
ramach „Szkoły pod żaglami” z wykładami z zakresu logistyki transportu
morskiego oraz sozologii mórz i oceanów. Pięciu studentów Wyższej
Szkoły Logistyki pod wodzą doc. dr. Zbyszko Pawlaka (Ocean-Going
Yachtmaster) i dr. Macieja Stajniaka (Coastal Skipper), którzy 8
listopada wypłynęli w rejs, właśnie wrócili do Poznania.
Oto, jak żeglarską przygodę wspomina kapitan WSL-owskiej załogi, doc.
dr Zbyszko Pawlak (na co dzień dziekan Wyższej Szkoły Logistyki):
„Rejs zakończony, więc pora na pewne podsumowanie.
Najpierw trochę statystyki:
trasa (lekko zmieniona w stosunku do planowanej z uwagi na trudne
warunki pogodowe na Atlantyku): Palma de Mallorca - Gibraltar -
Mohammedia (Casablanca) - Puerto Calero (Lanzarote) - San Miguel
(Tenerife)
załoga: 7 osób (w tym pięcioro studentów), średni wiek uczestnika
rejsu to 28 lat, 6 mężczyzn i ona jedna (znosząca zawsze z uśmiechem
"twarde" warunki, w tym tzw. męskie żarty i dowcipy)
długość trasy: 1338.7 Mm (2480.3 km)
czas żeglugi: 251 godzin (bez postojów w portach)
średnia prędkość przemieszczania się jachtu: 5,3 węzła (9,82 km/godz.)
sztormy: dwa
pierwszy – po południu 12 listopada na Morzu Alboran (najbardziej na
zachód wysunięta część Morza Śródziemnego) z siłą wiatru 6-7 B i
wysokością fal 3-3.5 m,
drugi - nocny 16.11. w Cieśninie Gibraltarskiej (od strony Atlantyku) z siłą wiatru 7-8 B i wysokością fal 3.5-4 m,
inna, bardzo niebezpieczna niespodzianka: gęsta, trwająca około 2
godziny mgła adwekcyjna (od strony Sahary), która złapła nas w trakcie
przejścia przez redę i tor podejściowy do portu w Casablance. Wtedy
przekonaliśmy się, że radar to jednak wspaniały wynalazek,
nawiązaliśmy "z morza" 107 łączności radiowych ze stacjami z 24
krajów (na 14.124 MHz i 7.045 MHz - znak wywoławczy radiostacji
pokładowej SP3POZ/mm),
radiooperatorzy pokładowi jachtu: Jacek SP3HKL i Zbyszko SP3BAY,
używane dodatkowo (w portach) znaki wywoławcze radiostacji jachtowej:
EA6/SP3BAY (Baleary), ZB2/SP3BAY (Gibraltar), CN6/SP3BAY (Maroko),
EA8/SP3BAY (Wyspy Kanaryjskie).
A teraz kilka rejsowych "naj":
najdłuższy przebyty odcinek "non-stop" pomiędzy portami: 501 Mm (928
km) - płynęliśmy 4.5 doby pomiędzy Palmą na Majorce a Gibraltarem i był
to prawdziwy chrzest morski dla załogi,
największa użyta w trakcie rejsu powierzchnia ożaglowania: 135 m kw. (żagle typu genua, grot),
najwyższa uzyskana prędkość jachtu: 12,1 węzła (22,5 km/godz.)
zanotowana 16 listopada o godzinie 02.35 (sztormowy baksztag, silny
prąd pływowy i „pomoc manewrowa” z silnika),
najniższa używana prędkość jachtu: 1,5 węzła (2,5 km/godz.) stosowana w trakcie manewrów portowych,
najmniej chętnych na posiłek: dwie osoby, gdy na obiad serwowano
żurek oraz spagetti z sosem bolońskim (12 listopada) i trzy osoby, gdy
na śniadanie (23 listopada) podawano grzaną wędlinę z polskim chrzanem
(reszta załogi w tym czasie zmagała się z chorobą morską),
najsmaczniejszy posiłek: łosoś z rusztu z ryżem i sosem beszamelowym
oraz bukietem gotowanej mieszanki brokułowo-kalafiorowo-marchwiowej
(kobieca ręka na pokładzie jednak wiele znaczy!),
najmniej smaczny posiłek: dziwnie sino-brązowego koloru naleśniki z
żytniej mąki (po kilkugodzinnej walce przy kuchni jednego z mężczyzn) -
spróbowały tego dzieła kulinarnego zaledwie dwie osoby, w tym
oczywiście kapitan, ale po mocnym „okeczupowaniu” i „umusztardowieniu”,
najczęściej nawiązywane łączności radiowe były z Julianem SP3PL
(praktycznie codziennie o umówionej ze względu na warunki propagacyjne
porze),
najdalsza łączność radiowa nawiązana została ze stacją z Kazachstanu (Valery UN7MMM),
najwyżej wygłoszony i wysłuchany wykład w ramach rejsowej szkoły pod
żaglami: to wykład ponad chmurami na wysokości około 3700 m npm na
temat antropopresji w obszarach chronionych (na zboczu wulkanu Teide -
Tenerifa),
najwyższa suma zapłacona w portowej tawernie: 138 Euro (na Lanzarote),
największa i praktycznie jedyna strata materialna: 4 flary
sygnalizacyjne oraz 5 pojemników ze sprężonym gazem od kamizelek
asekuracyjnych (zarekwirowanych przez hiszpańskie służby graniczne na
lotnisku "Sonia Renia - Tenerife Sur" - pomimo fabrycznych opakowań i
opisów, że są to profesjonalne morskie środki ratunkowe),
największa (i niestety nieudana) próba przemytu dokonana przez
jednego z członków załogi: to chęć zabrania w bagażu podręcznym do
samolotu głazu (gnejsu o wadze około 7 kg, w wielkości piłki nożnej)
jako pamiątki ze zbocza wulkanu Teide.
Myślę, że najlepiej naszą przygodę podsumują słowa znanego, polskiego
nestora żeglarstwa Stefana Wysockiego: "Żeglarstwo morskie jest zapewne
elitarne - ale ze względu na wymóg odpowiedniego poziomu wiedzy,
umiejętności, mentalności i odwagi - to sztuka bez widowni, bez
oklasków, bez dopingu - ze stałą obecnością znacznego niebezpieczeństwa
i za to tylko, by odczuć niebywałe piękno, absolutną wolność i harmonię
z siłami natury - to sztuka o randze życia i życie o randze sztuki".