Rozmowa z Arturem Kuśnierkiem, menedżerem ds. rozwoju sprzedaży w Jungheinrich Polska i Arturem Thomasem, odpowiadającym w Jungheinrich Polska za projekty automatyczne.
Artur KuśnierekArtur Thomas
Jak pod względem automatyzacji i robotyzacji polska intralogistyka wygląda na tle Europy?
Artur Kuśnierek: Z naszego doświadczenia wynika, że polscy przedsiębiorcy są coraz bardziej otwarci na rozwiązania automatyczne. Ten trend potwierdza także opublikowany w tym roku raport International Federation of Robotics. Bazuje on na danych z 2019 roku. Polska została w nim sklasyfikowana na czternastym miejscu na świecie pod względem potencjału do robotyzacji.
W Europie, proszę dać mi zgadnąć, pierwsze miejsce przypadło Niemcom.
Artur Kuśnierek: Dokładnie. Drugie miejsce zajęły Włochy, a trzecie Francja. W niemieckiej gospodarce pracuje 20 000 robotów, we włoskiej 11 000, a w francuskiej 6 000. My mamy 2 600 robotów.
Jeśli porównujemy się z gospodarką niemiecką, to różnica jest duża: 20 tysięcy kontra 2,6 tysiąca.
Artur Kuśnierek: To prawda, ale jednocześnie te liczby wskazują na potencjał, jaki jest na naszym rynku. Proszę też pamiętać, że dane pochodzą z 2019 roku, a pandemia bardzo znacząco zwiększyła zainteresowanie automatyzacją i robotyzacją. Można przypuszczać, że Polska szybko będzie tę różnicę niwelowała.
Czy roboty są instalowane przede wszystkim w działających w Polsce zachodnich firmach, czy również w krajowych podmiotach?
Artur Thomas: Przeważają globalne koncerny, które mają w Polsce swoje fabryki. Ale to nie oznacza, że polskie firmy nie są otwarte na automatyzację. W tym roku zakończyliśmy dwa duże projekty w firmach z w stu procentach polskim kapitałem. Ich właściciele uznali, że robotyzacja jest najlepszym sposobem zbudowania przewagi konkurencyjnej na rynku. Spodziewamy się, że w przyszłym roku takich polskich firm będzie więcej.
Dwa najważniejsze czynniki determinujące zainteresowanie robotyzacją i automatyzacją to koszty pracy oraz świadomość menadżerów. Koszty pracy będą rosły, to nie ulega wątpliwości i to działa na korzyść robotyzacji i automatyzacji. A jak jest ze świadomością menadżerów?
Artur Thomas: W latach 2017-2018 sytuacja na rynku pracy uległa znaczącej zmianie. Pojawił się tzw. rynek pracownika, co w pewnym uproszczeniu oznacza, że to nie ludzie szukali pracy, a praca szukała ludzi. Wiele przedsiębiorstw odczuwało braki kadrowe, a przez to nie mogło realizować swoich planów produkcyjnych. Skutkowało to nie tylko problemami w kraju, ale również na innych rynkach, do których firmy eksportowały towary. Problemy na polskim rynku pracy miały odzwierciedlenie w światowej gospodarce, co szczególnie mocno było widoczne w branży automotive. Zapewnienie terminowości dostaw okazało się wyzwaniem globalnym. W okresie od 2017 roku do końca pierwszego kwartału 2020 roku polscy menadżerowie zderzali się z sytuacjami, że na oczekiwanych dwudziestu pracowniku do dyspozycji mieli tylko dziesięciu czy piętnastu. W takiej sytuacji jedynym ratunkiem jest automatyzacja, która pozwala utrzymywać ciągłość produkcji i zapewnić regularne dostawy. Po pierwszym kwartale bieżącego roku pandemia uzmysłowiła menedżerom, że problem leży nie tylko w braku rąk do pracy, ale również w bezpieczeństwie. Automatyzacja i robotyzacja jest odpowiedzią na sytuację, z którą musimy się obecnie mierzyć.
Rzecz w tym, że taka inwestycja to grube miliony, a po pandemii firmy nie będą w najlepszej sytuacji ekonomicznej.
Artur Kuśnierek: Rząd przygotowuje specjalną ulgę, która powinna taką inwestycję ułatwić. Ulga miała zostać wprowadzona z początkiem przyszłego roku, ale już wiemy, że będzie opóźnienie. Prawdopodobnie wejdzie w życie w połowie 2021 roku.
Artur Thomas: Zgadzam się, że automatyczne rozwiązania to znaczna inwestycja. Projekty można jednak realizować stopniowo. Już wdrożenie systemów tylko częściowo automatyzujących procesy przyniesie firmie duże korzyści. Ponadto istnieją różne formy finansowania inwestycji – od kredytu, po wynajem. I co najistotniejsze dla klienta, okres zwrotu takiej inwestycji to tylko 3-4 lata.
Wróćmy jeszcze do kwestii nasycenia polskiej gospodarki robotami. Zastanawia mnie, gdzie tkwi bariera, która powoduje, że Niemcy mają 20 tysięcy robotów, a my 2,6 tysięcy. Pod względem liczby ludności Niemcy są niemal dwukrotnie większe niż my, dlaczego więc u nas nie ma tych robotów 10 tysięcy?
Artur Thomas: Obecnie dynamika wzrostu tego sektora w Polsce jest większa niż w Niemczech. Dzisiejsza przewaga Niemiec bierze się z dojrzałości tamtejszego rynku i oczywiście również z jego zamożności. Istotny jest także aspekt historyczny, rozwiązania z zakresu automatyzacji były tam wdrażane już w latach osiemdziesiątych. Rozkwit niemieckiego rynku automatyzacji i robotyzacji nastąpił w latach 2008-2010, a u nas klienci zaczęli się interesować tymi rozwiązaniami dopiero około 2018 roku. Kolejna kwestia to struktura polskiej gospodarki, która nadal oparta jest przede wszystkim na przygotowywaniu podzespołów, a nie wytwarzaniu produktu finalnego. To drugie jest znacznie bardziej zyskowne i dzięki temu można sobie pozwolić na inwestycje w bardziej zaawansowane, a przez to droższe technologie. To wszystko oczywiście się zmienia, ale takiej różnicy miedzy nami i Niemcami nie da się zniwelować w ciągu roku, dwóch, czy nawet pięciu lat.
Artur Kuśnierek: Pamiętam czasy, gdy wózki systemowe, czyli pracujące w bardzo wąskim korytarzu wynoszącym około 1,8 metra, jeszcze na początku obecnego wieku były w Polsce rzadkością. Dzisiaj sprzedaż takich wózków to codzienność. I tak samo, jestem o tym przekonany, za chwilę będzie w Polsce z robotami. Potrzeba nam tylko cierpliwości i pewnych instrumentów, które będą wspierać przedsiębiorców w unowocześnianiu ich firm. Pandemia pokazała, że to niezbędny kierunek.
Jungheinrich jest firmą niemiecką, ale branża w której pracuje to łakomy kąsek, z bardzo dobrymi perspektywami na przyszłość. Czy konkurencja z Azji, zwłaszcza z Chin, już podgryza Waszą pozycję? Bo w takich dziedzinach, jak produkcja smartfonów, nawet samochodów elektrycznych, Chińczycy już doganiają amerykańską i europejską konkurencję.
Artur Thomas: Jeśli mówimy o urządzeniach z zakresu automatyzacji transportu, to jest to już dojrzała technologia, w której nacisk kładzie się przede wszystkim na niezawodność, bezpieczeństwo i poziom obsługi serwisowej. Te czynniki stawiają firmy z Europy działające na rzecz swoich europejskich klientów w uprzywilejowanej pozycji. Technologicznie azjatyccy producenci rozwijają się bardzo dynamicznie - widzimy to i doceniamy. Czymś zupełnie innym jest jednak zbudowanie w Europie odpowiedniego zaplecza serwisowego. To bardzo trudne i kosztowne. My działamy w Polsce od 1994 roku i w moim przekonaniu mamy przewagę, której w najbliższych latach chińscy producenci z sektora automatyzacji transportu nie będą w stanie zniwelować.
Zapytałem o chińską konkurencję nie bez przyczyny, bo może lekarstwem na zwycięstwo w tej rynkowej grze jest lepsza współpraca takich firm jak reprezentowana przez Panów z ośrodkami naukowymi. Ta współpraca w Polsce szwankuje właściwie od zawsze, ale ona nie jest najlepsza w całej Europie.
Artur Kuśnierek: Od początku tego roku staramy się intensywnie współpracować z uczelniami wyższymi. Pandemia trochę nam te plany popsuła, ale mimo wszystko ta współpraca rozwija się coraz lepiej. Intensyfikujemy nasze kontakty z Wyższą Szkołą Logistyki w Poznaniu, a także z Politechniką Wrocławską oraz Warszawską. Jestem przekonany, że ta współpraca będzie się pogłębiać.
Artur Thomas: Zadaniem Jungheinrich Polska jest sprzedaż produktów, natomiast development, główne centrum kompetencji naszej firmy, znajduje się w Niemczech. I tam jest największa i najbardziej intensywna współpraca z ośrodkami naukowymi. Ale to nie oznacza, że polskie uczelnie powinny „załamywać ręce”. Przeciwnie, każda duża firma chętnie skorzysta z dobrych pomysłów. Jungheinrich jest tego dobrym przykładem – jako pionier technologii litowo-jonowej, czy też wykorzystania w nawigacji technologii RFID. Budujemy swoją przewagę rynkową na innowacyjnych technologiach i nie ma przeszkód, aby rodziły się one we współpracy z polskimi uczelniami. Wdrażamy liczne patenty, a niektóre z nich zrewolucjonizowały sektor intralogistyczny.
Jak będzie, zdaniem Panów, wyglądał zautomatyzowany magazyn przyszłości? Mam na myśli rok 2030…
Artur Thomas: Nie spodziewałbym się rewolucji. Z pewności wzrośnie znaczenie systemów dedykowanych elektronicznemu kanałowi dystrybucji. Magazyny przestaną pełnić funkcję zaplecza, a staną się zautomatyzowanymi centrami dystrybucji odpowiadającymi na wyzwania stosunkowo małych jednostek dystrybucyjnych. Widzimy, jaki boom przeżywają dzisiaj platformy zakupowe. To kierunek, w którym będą się rozwiać kolejne sektory, na przykład markety budowlane. Dodatkowo na znaczeniu zyskują technologie informatyczne, zwiększa się wykorzystanie sztucznej inteligencji, rozszerzonej i wirtualnej rzeczywistości. Kolejny obszar, który ma w sobie potencjał do rozwoju to narzędzia do zbierania i przetwarzania danych. Są one niezbędne decydentom, by podejmować trafne, dojrzałe decyzje biznesowe.
To jak w tym kontekście powinien być przygotowany absolwent któregoś z kierunków logistycznych? Bo z wypowiedzi Panów wynika, że musi przede wszystkim znać się na informatyce.
Artur Thomas: Przede wszystkim musi wykazywać zainteresowanie nowymi technologiami. Oznacza to m.in. pracę z informatycznymi narzędziami do agregowania danych i ich przetwarzania. Oczywiście musi także znać języki obce i posiadać umiejętność analizy i wyciągania wniosków. Do tego powinien mieć wiele tak zwanych umiejętności miękkich, które dzisiaj są często jeszcze lekceważone, ale to one mają ogromne znaczenie. Logistyk powinien potrafić przekonać do swoich argumentów decydentów. To działa na korzyść firmy, ale buduje też jego ścieżkę kariery.
Rozmawiał Piotr Gajdziński