Marek Michalak, który niedawno obronił pracę dyplomową w Wyżej Szkole Logistyki płynie właśnie przez Zatokę Perską, najbardziej obecnie zapalny region świata.

Nasz człowiek w Zatoce Perskiej | Marek Michalak

Marek Michalak, który niedawno obronił pracę dyplomową w Wyżej Szkole Logistyki płynie właśnie przez Zatokę Perską, najbardziej obecnie zapalny region świata.

Marek Michalak od wielu lat zajmuje się walką z piractwem. Nie, nie komputerowym, ale tym jak najbardziej realnym, które z reguły kojarzy się z XVI i XVII wiekiem, napadami na transportujące złoto hiszpańskie galeony, czarną flagą ze skrzyżowanymi piszczelami na maszcie i opaską na oku kapitana. To przeszłość. Współcześni piraci, jak opowiada Marek Michalak, są wyposażeni w najnowocześniejszy sprzęt.

- Mają świetną broń, choć cały czas największą popularnością cieszą się wśród nich rosyjskie karabinki AK-47. Ale już łodzie to znakomite, nowoczesne konstrukcje, wyposażone w bardzo mocne silniki, a przez to niezwykle szybkie. Do tego najnowocześniejszy sprzęt nawigacyjny, lekkie aluminiowe drabiny, lornetki – tłumaczy. – Wszystko to, co jest niezbędne do ataku i błyskawicznego zajęcia statku handlowego.

Marek Michalak ma za sobą służbę w Wojsku Polskim, w tym misje zagraniczne – cztery zmiany w Afganistanie oraz dwie w Iraku. Teraz zdobyte tam doświadczenie wykorzystuje do ochrony statków handlowych płynących przez strefę wysokiego ryzyka, która zaczyna się w połowie Zatoki Perskiej i ciągnie mniej więcej do połowy Oceanu Indyjskiego.

- Piratów z tego rejonu można podzielić na dwie grupy. Główny nurt to świetnie zorganizowane oddziały, z wojskową hierarchią, doskonale wyszkolone, działające na rozkaz mocodawców ukrytych gdzieś na lądzie. Napadają na statek, uprowadzają go gdzieś na wybrzeże Somalii, gdzie jest nie do wykrycia i żądają okupu. Przedmiotem ich zainteresowania są przede wszystkim tankowce z ropą naftową lub duże kontenerowce – opowiada świeżo upieczony absolwent Wyższej Szkoły Logistyki. – Dochód czerpią z okupu, ale także ze sprzedaży ropy lub przedmiotów i urządzeń transportowanych przez kontenerowce.

 

Desperacja może doprowadzić do tragicznych skutków

Wśród piratów z tego regionu przeważają Somalijczycy oraz Jemeńczycy, często rekrutujący się z somalijskiej armii i policji. Ale zdarzają się też grupy desperatów, których łupem stają się po prostu kosztowności załogi oraz gotówka, którą kapitan zawsze przechowuje w swoim sejfie, a która przeznaczona jest na regulowanie niespodziewanych opłat. Te grupy są mniej niebezpieczne, ale jeśli już dostaną się na statek, to ich brak profesjonalizmu i desperacja mogą doprowadzić do tragicznych skutków.

Zajęcie statku handlowego jest, wbrew pozorom, dość proste. Sztuka polega na jego wytropieniu, dogonieniu i wspięciu się na pokład.

– Na tankowcu wysokość między pokładem a linią wody wynosi z reguły 7 metrów. Dobra drabina zakończona hakami lub coraz częściej używane tzw. miotające drabiny i już agresorzy wchodzą na pokład. Jeśli wejdą, to jedynym ratunkiem jest ucieczka załogi do Cytadeli – tłumaczy Marek Michalak.

Cytadela to specjalne pomieszczenie, z reguły zlokalizowane w maszynowni, odgrodzone od reszty statku podwójnymi stalowymi drzwiami, wyposażone w środki łączności, prowiant, środki sanitarne.

To w wypadku, gdy statek nie ma ochrony. Niektóre nie mają, bo armatorzy oszczędzają ryzykując jednak życiem załogi i stratą towarów. Marek Michalak rozmawiał niedawno z Hindusem, pierwszym oficerem na włoskim statku, który został uprowadzony i przez blisko rok był przetrzymywany w ukryciu. Armator zapłacił okup dopiero wtedy, gdy żony włoskich oficerów zaalarmowały media. Ich nacisk sprawił, że w końcu zapłacono i piraci uwolnili zakładników.

Obecność ochrony w praktyce eliminuje takie przypadki.

– Po zaokrętowaniu odbywa się spotkanie z kapitanem, a później szkolenie dla całej załogi, w tym próbna ewakuacja do Cytadeli. Chodzi przede wszystkim o wyrobienie w załodze pewnych nawyków, w tym przekonania, że nikt nie może pozostać na zewnątrz, bo grozi to tragicznymi konsekwencjami – tłumaczy Marek Michalak.

 

Najważniejsza jest prewencja

Statki pływające po strefie wysokiego ryzyka są zazwyczaj zabezpieczane rozciągniętym wzdłuż burty drutem kolczastym. Nie chroni to przed wejściem na pokład dobrze wyposażonych agresorów, ale przynajmniej to wejście opóźnia. Funkcjonariusze ochrony ustawiają również wachty na mostku kapitańskim, które nieustannie monitorują otoczenie. Ponadto, jeszcze przed wyjściem w morze, w elektronicznych dokumentach statku umieszczana jest informacja, że na pokładzie znajduje się zespół ochrony.

- To prewencja. Skuteczna, bo piraci wybierają łatwiejsze cele, nauczyli się już, że zespoły ochrony składają się z doświadczonych, profesjonalnie przygotowanych, żołnierzy. Czasem sprawdzają, czy informacja jest prawdziwa, podpływają w okolice statków i wówczas im się pokazujemy. Z reguły to wystarcza – opowiada Marek Michalak, który skromnie zauważa, że tak naprawdę podczas tej pracy nigdy nie był w ekstremalnej sytuacji. I dodaje: „W porównaniu z Afganistanem”. Nie kontynuuję tego wątku, rozmawiamy w towarzystwie żony Marka Michalaka, a żony nie lubią takich opowieści.

Przez całe lata ten biznes ochrony statków opierał się na byłych żołnierzach brytyjskich. Teraz przeważają byli żołnierze z armii państw Europy Środkowej, z reguły tych, które są członkami Paktu Północnoatlantyckiego. Choć ostatnio Marek Michalak coraz częściej spotyka też byłych żołnierzy z Ukrainy.

Eksplozja pirackiej działalności w Zatoce Perskiej i na Oceanie Indyjskim miała miejsce w latach 2007-2010. Dzisiaj takich wypadków jest już mniej, do czego przyczyniły się działania armatorów, ale również wojskowe misje ONZ i Unii Europejskiej. Ale zjawisko szybko nie zniknie. Somalia jest „państwem upadłym”, jego struktury praktycznie nie istnieją, gospodarka nie funkcjonuje, ludzie nie mają z czego żyć.

- Za jeden udany napad dostają kilkaset, a bywa że kilka tysięcy dolarów. W tym regionie to majątek. Problem piractwa nie leży na morzu, tylko na lądzie – tłumaczy absolwent Wyższej Szkoły Logistyki w Poznaniu.

 

Najsłynniejsze akcje piratów w okolicach Zatoki Perskiej:

  • Luty 2008 roku: piraci porwali holownik duński Svitzer korsakov z załogą brytyjsko-rosyjską. Za statek został zapłacony okup w wysokości 700 tysięcy dolarów;
  • 4 kwietnia 2008 roku: porwanie luksusowego francuskiego jachtu Le Ponant przez somalijskich piratów wyposażonych w nawigację GPS i telefony satelitarne. Porwanie to zostało dokonane dla okupu. 9 kwietnia z francuskiej bazy wojskowej wypłynął okręt wojenny d’Arc i przy pomocy sił powietrznych zakładników udało się odbić 11 kwietnia 2008 roku;
  • 20 kwietnia 2008 roku: piraci zdobyli abordażem i następnie uprowadzili hiszpański trawler Playa de Bakio. Okup wyniósł 1,2 mln dolarów;
  • 27 maja 2008 roku: porwano statek Amiya Scan z załogą rosyjsko-filipińską;
  • 15 listopada 2008 roku: somalijscy piraci porwali tankowiec MT Sirius Star z ładunkiem 2 mln. baryłek ropy.

Wróć

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.


Ustawienia